0:000:00

0:00

Protesty w obronie wolnych sądów, które zaczęły się 16 lipca 2017, stanowią nową jakość obywatelskich zmagań z władzą PiS, są kulturowo i politycznie odrębne od poprzedniej fali demonstracji organizowanych głównie przez KOD.

Nikt tego nie policzył, ale w relacjach powtarza się zaskoczenie masowym uczestnictwem osób młodych i bardzo młodych. Do tej pory wychodzili na ulice głównie ludzie w średnim i starszym wieku (redaktor tego tekstu szacował, że co najmniej dwie trzecie uczestników demonstracji KOD w styczniu 2016 roku miało lat 55 i więcej). Starzy, jeszcze spod znaku „Solidarności”, nadal są aktywni – to 60-latkowie walili nogami w barierki pod Sejmem 21 lipca. Ale ton warszawskim protestom nadają 20 i 30-latkowie.

Pomóż nam odtworzyć nastrój i przebieg demonstracji ostatnich dni. Jeśli można prosić, pisz krótko i konkretnie o tym, co czułeś, myślałeś, widziałeś. Umieść swój tekst w komentarzach do tego artykułu lub wyślij na [email protected]. Bardzo zależy nam na głosach także spoza Warszawy.

Dominację młodych potwierdza „obserwacja uczestnicząca” zespołu OKO.press. Gros redakcji stanowią zresztą ludzie w wieku 25-35 lat.

OKO.press podejmuje próbę odtworzenia świadomości zbiorowej protestów młodych ludzi w Warszawie. Rozmówcy pozostaną anonimowi.

ORGANIZACJA

R.J.: Przede wszystkim szacunek dla protestujących. I nie chodzi po prostu o pochwałę obywatelskiego zaangażowania, ale o wzorowe przeprowadzenie protestu według reguł non-violence. Mimo napiętej sytuacji nikt z blokujących nie użył przemocy wobec policjantów.

N.K.: Zamiast zapowiadanych z dużym wyprzedzeniem wielkich demonstracji KOD, jest ruch spontanicznych manifestacji, szybkich decyzji i szybkiej komunikacji. Wspaniałą robotę robi tu Akcja Demokracja.

S.G.: Największe wrażenie wywiera na mnie samoorganizacja. Gdy skończyła się część główna protestu pod przy ul. Wiejskiej, ludzie rozbiegli się, by blokować wszystkie wyjazdy z Sejmu. Inicjatywę dawali czasem starsi z Obywateli RP, czasem zaprawieni w demonstrowaniu dwudziestolatkowie. Czasem wspólnie - i dogadywali się bez problemów.

Spontanicznie organizowano jedzenie i wodę, ktoś na ochotnika pobiegł do sklepu, ktoś zadzwonił i poprosił kogoś o przywiezienie prowiantu. Doświadczeni protestujący mieli gdzieś pod ręką karimaty. Uczestnicy dzwonili do znajomych na innych barykadach, dzięki temu wszyscy wiedzieli, co dzieje się gdzie indziej.

Mimo, że nic nie było zaplanowane, wszystko szło sprawnie. Okazuje się, że bez formalnego przywództwa ani wyznaczania zasad, spontaniczna zbiorowość jest w stanie sprawnie sobą zarządzać.

K.L.: Mój chłopak zorganizował grupę biegową, ze 30 osób, które przenosiły się z miejsca na miejsce i siadały, by blokować wyjazd senatorów. Krzyczał "To jest nasz bieg niepodległości". On naprawdę szybko biega.

M.C.: Protest pod Senatem zorganizowały kobiety z Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Były wodzirejkami, kierowały tłumem, dyrygowały, co i jak skandować. To one pokazały, jak organizować protesty i jak utrzymać ludzi na demonstracji kilkanaście godzin. A majstersztykiem była wymyślona przez nie sekwencja nawoływania senatorów: miasto senatora/senatorki, nazwisko i hasło "Senatorze, jeszcze możesz", wzmocnione bębnami.

K.W. : Jakieś 10 proc. to byli aktywiści i aktywistki z doświadczeniem z poprzednich blokad, obrony lokatorów przed eksmisją i innych akcji ulicznych. Przekazywali swój know-how pozostałym. Ludzie z Uniwersytetu Zaangażowanego też się sprawdzili.

M.P.: Było sporo młodych zaprawionych w bojach, np. anarchistów, ale widziałem też wiele osób, których obecność mnie zaskoczyła, raczej spodziewałbyś się spotkać ich na windsurfingu niż demonstracji.

M.P.: Jakiś dzieciak na rowerze przywoził komunikaty: blokada X przerwana, wynoszą ludzi, potrzebne posiłki.

A.T.: Dlaczego teraz młodzi się ruszyli? Chyba Sąd Najwyższy to była kropla, która przelała czarę. Ludzie zrozumieli, że tracą fundament, poza tym PiS był wyjątkowo bezczelny, nawet jak na siebie.

OPOZYCJA

M.C: Byłam 20 lipca pod Sejmem na wiecu Platformy. Wiadomo było, że o 21:00 ma być demonstracja Akcji Demokracja pod Pałacem Prezydenckim. Robi się 21:00, a ze sceny płyną wciąż kwieciste mowy członków PO, nikt nie powie: to przejdźmy teraz pod Pałac (odległość wynosi ok. 2 km – red.). Wreszcie skończyli i... zapowiedzieli występ zespołu Golden Life. Nikt nie ma nic przeciw zespołowi Golden Life, ale to było jakieś nieporozumienie. Opozycja też ma prawo jakoś zaistnieć, bo walczyła jak mogła w Sejmie, ale czy naprawdę wszyscy, wszyscy posłowie PO musieli się wypowiedzieć?

B.M.: Do blokujących wyjazd od strony Al. Na Skarpie wyszedł Rafał Grupiński z PO. Powitano go chłodno. Młodzi mówili, że nie rozumieją, dlaczego posłowie nie protestowali ostrzej – nie zablokowali mównicy sejmowej albo nie dołączyli do manifestujących na zewnątrz i nie zorganizowali wspólnej akcji blokady całego Parlamentu. Bez większego przekonania przyjęli wyjaśnienia Grupińskiego, że poprzednie blokowanie mównicy nic nie dało. I że konieczny jest masowy ruch oporu.

Podczas blokad wydarzyło się coś niezwykłego. Wyjazdowe drogi z parlamentu blokowali wspólnie dwudziestoparolatkowie oraz weterani ruchów obywatelskich i opozycji. Przy skrzyżowaniu ulic Wiejskiej i Pięknej wśród młodych pojawił się Paweł Kasprzak, lider Obywateli RP. Kawałek dalej – przy kładce na Górnośląskiej, przed kordonem policji usiedli inni działacze Obywateli RP. Razem z młodzieżą śpiewali „Warszawski dzień” Niemena, „Imagine” Lennona, „Moja i Twoja nadzieja” Nosowskiej i „Dni, których nie znamy" Grechuty. Do blokujących wyszedł senator Jan Rulewski (PO), młodzi pytali go – „jako weterana opozycji” - jak się zachować wobec tego, co dzieje się w Polsce.

M.R.: Nie lubię haseł KOD, np. "Będziesz siedział". Strasznie agresywne. I takie wołanie do senatora nie zachęca go, by się wyłamał z partyjnej dyscypliny. Hasła młodych były lepsze: "Senatorze, jeszcze możesz". Moje ulubione to: "Wszyscy razem, pięści w górę, obalimy dyktaturę".

A.A.: Od niedzieli (16 lipca) do piątku (21 lipca) uczestniczyłam we wszystkich protestach - pod Sejmem, Sądem Najwyższym i Pałacem Prezydenckim. I to, co najbardziej mnie porusza, to droga, którą wspólnie przeszliśmy.

Jeszcze w niedzielę - zbudowani stroszeniem piórek przez opozycję - pokładaliśmy nadzieję w parlamentarnym nieposłuszeństwie i obstrukcji działań PiS. Dlatego godziliśmy się na tradycyjne manifestowanie. Przedłużające się przemówienia, kombatanckie historie, niewybredne (czasem nawet seksistowskie czy homofobiczne) żarty z PiS. Widziałam znudzonych młodych ludzi mówiących, że „to znów nie o nich”.

Z każdym dniem coraz bardziej gromadziliśmy się wokół „wartości”, a nie tylko przeciw PiS. Coraz mniej też przywiązywaliśmy wagi do przekazu, który płynie ze sceny.

W środę, w oczekiwaniu na rozpoczęcie Komisji Sprawiedliwości było najwięcej nadziei na zablokowanie ustawy nawet nieparlamentarnymi metodami. Sama Komisja była doświadczeniem przełomowym - również dla mnie, która do tej pory na chłodno relacjonowała wydarzenia. Kiedy widzisz, że przewodniczący Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka za nic ma praworządność, regulaminy, zasady, a nawet polski hymn, coś w tobie pęka. Gdy opozycja, bezradna wobec nieregulaminowego zachowania PiS, wstała do hymnu, Stanisław Piotrowicz siedział i poddawał pod głosowanie kolejne punkty. Opozycja zaczęła śpiewać "Mazurka Dąbrowskiego", PiS-owcy dołączyli, jednocześnie głosując. To było rozpaczliwie smutne, aż się popłakałam.

Największe rozczarowanie przyszło w czwartek. Gdy siedzieliśmy na sejmowej galerii podczas głosowania i widzieliśmy niemą bezradność opozycji - my dziennikarze - byliśmy w szoku. "To już?", "Co teraz?". Fotoreporterzy jeszcze przez 20 minut celowali obiektywami w stronę opozycji, by nie stracić dantejskich scen parlamentarnego nieposłuszeństwa... Na darmo.

Szybko wybiegłam przed Sejm. Ludzie leżeli na betonie, trzymając się za dłonie i tupali nogami w barierki odgradzające ich jak mur od parlamentu. Krzyczeli "Sejm jest nasz, a nie wasz". Bez zbędnej grzeczności potraktowali też posłów i posłanki opozycji - krzyczeli "do roboty", "blokujcie", "co zrobiliście?".

Przez wiele godzin czekaliśmy w odrętwieniu, zrezygnowani. Dużo było zwątpienia: "co jeszcze możemy zrobić?", "czy ludzi to w ogóle obchodzi"? Jednak pod Pałac przyszły tłumy, w tym masa ludzi, którzy do tej pory nie wychodzili na ulice, a gdy dotarli pod Sejm to nie mieli zamiaru słuchać przemówień, ale wymyślili własny sposób manifestowania. Okrążyli Sejm, blokowali wyjazd posłów.

NASTRÓJ

M.C.: Byłam na wszystkich protestach, a także w Sejmie podczas głosowań. Jak mogłabym opisać nastroje? Różnie, za każdym razem inaczej. W niedzielę 16 lipca chcieliśmy zrobić fajny materiał, ale ciągle nie wychodziło. I wtedy się okazało, że możemy wjechać na 14 piętro budynku obok Sejmu i zrobić zdjęcie z samej góry. Ile ludzi przyszło!

Protest ze świeczkami, we wtorek 18 lipca, to było objawienie. Że można inaczej protestować, że wreszcie młodzi, że nie ma polityków. To były podniosłe chwile. I hymn brzmiał wreszcie jakoś na miejscu.

W środę byłam z A.A. na komisji. A.A. płakała i kręciła, a potem siedziałyśmy do 3 w nocy na chodniku pod Sejmem, ledwie żywe i próbowałyśmy pisać tekst artykułu.

W czwartek ludzie byli zdeterminowani. I źli, bo znowu była nadzieja (to był dzień głosowania w Sejmie), a tu nic. I radość, bo ludzi było więcej niż kiedykolwiek.

W piątek pod Senatem była niesamowita, taka wojskowa energia - w tym okrzyku "senatorze, jeszcze możesz". Zwłaszcza, że nie było w tym agresji, tylko raczej presja, zachęta.

W.A.: Była straszna energia, żeby zablokować ustawy o sądach. Bojowy nastrój i wiara, że się uda. Ale się nie udało.

K.R.: Oczywiście - oburzenie, wściekłość, ale też poczucie siły i dumy. Kiedy tłum pod oknami Senatu skandował po kolei nazwiska senatorów PiS, to czuliśmy, że mówimy głosem suwerena. Senatorowie Platformy otwierali okna, więc słychać nas było w środku. Potem wyszedł senator Borusewicz i informował, co się dzieje na sali.

M.A.: Nastrój był taki trochę skautowy, coś między grą miejską a podchodami. Ale też coś z heroicznego powstania.

S.S.: Ludzie odwołują imprezy, np. urodziny, nie chcą się teraz bawić.

BLOKADY

K.L.: Dwa razy mnie wynosili, strasznie to przeżywałam, że ktoś dotyka mojego ciała, zwłaszcza, że byłam spocona.

M.B.: To jak skoki ze spadochronem. Boisz się przed, kiedy policja się zbliża, kiedy wyrywają innych z łańcucha. Jak mnie brali, to puściłem się innych i dałem wynieść. Byli delikatni, tylko jeden próbował mnie sprowokować.

K.S.: Baliśmy się, gdy policja nadciągała. Zawołaliśmy do mediów: siądźcie z nami. Niektórzy usiedli. Dziennikarze byli po naszej stronie.

K.P.: Widać było, że władza - posłowie i senatorowie PiS - po prostu się boi o swoje bezpieczeństwo, ale bali się też, że pójdą w świat obrazki jak w Polsce pałują demonstrantów.

POLICJA

B.B.: Bardzo, bardzo profesjonalna, robili wszystko, żeby uniknąć przemocy. Dla nich musiała to być zresztą przyjemna odmiana, po marszach niepodległości, gdzie zamaskowani patrioci rzucają w nich cegłówkami. Blokady rozbijali delikatnie, starali się wydzielać drogę samochodom barierkami, a nie przepychać na siłę.

Do blokady przy hotelu Sheraton podjechał jakiś facet w czarnej limuzynie, z senatorskim wyglądem. Tłum go zatrzymał, facet nie chciał się wylegitymować. Ludzie rzucili się na jego samochód, walili rękami w dach, krzyczeli "Będziesz siedział". I wtedy policja się wycofała, a zjawili się policyjni negocjatorzy, po cywilnemu, tylko w kamizelkach, wytłumaczyli, że to nie jest senator. To przykład, jak umiejętnie działali. Gdyby policja próbowała na siłę odepchnąć demonstrantów, doszłoby do zadymy.

R.J.: Było mi żal policjantów. Filmowałem ich twarze i widziałem, że wielu nie chce stać tam, gdzie stoją. Przypuszczam, że niejeden - i niejedna - ma solidnego kaca moralnego po tej nocy. Ale to mundurówka, więc muszą wykonywać rozkazy. Kiedy jednak patrzę na to, co PiS robi dziś z Polską, to zastanawiam się, czy nie nadejdzie taki dzień, w którym jakiś policjant powie: mam dość tego, że władza wtłacza mnie w rolę ZOMO. Ale może się łudzę.

M.P.: Zauważyłem, że mam jakieś dziwne ślady na wewnętrznej stronie ramienia, pytam zaniepokojony brata, co to może być, a on się śmieje, bo myślał, że robię sobie jaja. I pokazuje, że ma takie same ślady. Jak nas nieśli, to nie czuliśmy. Adrenalina.

I.C.: Trzy blokady, trzy mandaty po 500 zł. Niemiłe było tylko jedno, jak nas po kolei filmowali, tak zupełnie z bliska.

MANDATY

M.P.: Zapłaciłem 100 zł. Nie wiedziałem, że mogę odmówić. Ale tak po namyśle, to nie wiem, co robić w takiej sytuacji. Jeżeli dokonuję aktu obywatelskiego nieposłuszeństwa i naruszam przepisy, to może trzeba płacić?

K.S.: Dostaliśmy z moim chłopakiem po dwa mandaty, bo blokowaliśmy dwa razy. Oczywiście odmówiliśmy ich przyjęcia, ale martwię się, bo to jest 2000 zł. A jak będą następne blokady?

HYMN

M.L.: Siedzieliśmy na ziemi, a gdy policja ruszyła zaczęliśmy śpiewać hymn. To było wzruszające, choć trzeba powiedzieć, że "Mazurek Dąbrowskiego" ma słabe fragmenty, zwłaszcza ten o jakimś ojcu, który swojej Basi mówi, że jacyś nasi biją w tarabany. Nagle taki liryczny obrazek... Ale hymn nabrał dla mnie nowego wymiaru.

W.R.: Super był ten śmietnik, którym zablokowaliśmy Wiejską, stał na nim chłopak i machał biało-czerwoną flagą. Nasza wersja "Wolności prowadzącej lud na barykady".

K.S.: Skandowaliśmy "Konstytucja", śpiewaliśmy hymn, dla mnie to było wzruszające. Widziałam, że na policjantów - często w naszym wieku - to także działało. Nagle do mnie dotarło, jakie to straszne, że policja atakuje nas - młodych ludzi, którzy krzyczą "wolne sądy" albo "Konstytucja". Jakby to było coś złego.

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze